sobota, 28 marca 2009

2009-03-28 Rzym, Włochy

CEL : Szybkie zwiedzanie miasta
PRZYBLIŻONY KOSZT : 300zł


Po tym jak Ryanair odwołał nam (Ja, Andzia i Szabela) lot w lutym do Bristolu, postanowiłem długo nie czekać i wyszukać jakąś alternatywę. Dość szybko w ręce wpadł mi Rzym z Wizzairem. Było to na przełomie jego rozkładu zimowego i letniego, co oznaczało że była możliwość wypadu na jedną noc do stolicy Włoch z Poznania. Bilety w świetnej cenie 130zł dla 2 os (mnie i Andzi) zostały bardzo szybko zarezerwowane. Jedynym mankamentem jaki powstał kilka tygodni przed wylotem, był taki że niestety nasz powrót został przesunięty na 2 dni po planowanej dacie przylotu. Nie było nam to na rękę, gdyż miał być to krótki i tani wyjazd dlatego przebookowałem lot powrotny do Warszawy.

Wylot mieliśmy z Poznania o 15:30 co oznaczało, że nie musieliśmy się wcześnie rano zrywać i wypoczęci, na spokojnie dotarliśmy na lotnisko Ławica około 2 godzin przed godziną odlotu. Dalej wszystko zgodnie z planem i szybko byliśmy na pokładzie Airbusa 320 "HA-LPI" w locie W6 545. Pogoda w jego trakcie niestety nie rozpieszczała. Zachmurzenie 8/8, chmury Stratus powodowały że jakieś 30s po starcie byliśmy już w chmurach. Na szczęście gdy się przez nie przebiliśmy w ramach rekompensaty dane nam było oglądać dziesiątki innych samolotów - między innymi wielkiego Boeinga 747 British Airways lecącego pod nami !

Lądowanie na olbrzymim lotnisku Fiumicino pod Rzymem jakieś 2 godziny później. Udało się również, wychodząc z maszyny, odwiedzić kokpit celem wykonania pamiątkowego zdjęcia :)



Zaraz po wejściu do terminala naszym oczom ukazały się dziesiątki sklepów, sądzę, że bardzo drogich sklepów... Jedynymi słowami Andzi w tym momencie było tylko "Dlaczego mi to zrobiłeś ?" ;) Niestety na zakupy nie było czasu, zadeklarowałem że odwiedzimy je jak będziemy wracać. Pech chciał, że w hali odlotów już ich nie było. Początkowo w planach mieliśmy, że "z buta" pójdziemy do pobliskiej miejscowości, a nad ranem pojedziemy do centrum Rzymu. Niestety do miasteczka nie udało się dojść, ogólnie opuszczenie lotniska o własnych nogach jest niemożliwe ! Nie ma żadnego chodnika... Tak więc pooddychaliśmy świetnym śródziemnomorskim powietrzem, zrobiliśmy sobie zdjęcie przy palmie i poszliśmy coś zjeść. Trafiliśmy na fajną knajpkę zaraz przy stacji skąd odjeżdżały pociągi do centrum i kupiliśmy sobie niezbyt unikatową kolację w postaci pizzy. Jednak to był dobry wybór - była jakaś zupełnie inna i bardzo dobra.

Kolejnym krokiem było znalezienie miejsca do spania. Dzięki temu, że byliśmy tam stosunkowo szybko udało nam się zająć jedne z lepszych miejsc - ławka bez podłokietników umożliwiająca całkowite rozłożenie się w poziomie na niej. Zaśnięcie nie było proste, jednakże po jakiś 2 godzinach i to się udało ;) Zostałem jednak o godzinie 4:00 nad ranem obudzony, gdyż Andzia "wystraszyła się", że lotniskowy zegar cofa się na godzinę 3:00 - tak to był dzień zmiany czasu z zimowego na letni ;)

Nad ranem, całkiem wyspani (tzn. ja całkiem) poszliśmy na stację, chcieliśmy kupić bilet na pociąg niestety nie było gdzie. Wszystko o tej porze było zamknięte. Spotkaliśmy jednak Niemca, który powiedział, że nie ma sensu kupować i faktycznie w wagonie klasy pierwszej pojechaliśmy do centrum "na gapę" :) Pociąg jechał z 40min, więc można było się jeszcze chwilę zdrzemnąć.

Na zwiedzanie nie mieliśmy żadnych planów, w domu tylko wydrukowaliśmy sobie mapę miasta i to wszystko. A więc spontanicznie spojrzeliśmy gdzie jesteśmy i postanowiliśmy, że idziemy w kierunku Koloseum gdyż było najbliżej. Zajęło nam to trochę czasu, ale przez to udało nam się zobaczyć trochę mniejszych uliczek miasta. Większości ich nazw nie potrafiliśmy w ogóle wymówić... Koloseum wraz z Łukiem Triumfalnym zobaczyliśmy, wrażenia na nas nie zrobiło i ruszyliśmy dalej w kierunku bazyliki Św. Piotra. Po drodze minęliśmy Forum Romanum - nietknięte ręką, w Polsce już pewnie byłoby pomalowane przez grafficiarzy.









Droga do bazyliki zajęła nam z 30min, pokonaliśmy też rzekę Tyber jednym ze słynnych mostów. Sam plac Św. Piotra wydał nam się zdecydowanie mniejszy niż w "telewizorni". To był pewnie efekt tego że o tej porze, było tam jeszcze bardzo mało ludzi. Obejrzeliśmy, pochodziliśmy lecz niestety z braku czasu musieliśmy wracać na lotnisko. Padnięta Andzia już nie chciała pieszo, więc wzięliśmy metro do stacji kolejowej Termini. Nawiasem mówiąc przez cały czas jazdy nim byliśmy nagrywani komórką przez jakiegoś gościa...



Dalej już tylko zatłoczony pociąg na lotnisko w przedziale z Niemcami, którzy gdy tylko usłyszeli Polską mowę zaraz schowali swoje torebki... Mieliśmy jeszcze 3 godziny do odlotu więc koleżanka wykorzystała je na ostateczny sen, po czym udaliśmy się do odprawy i niesamowicie długiej kolejki "security". Ogólnie lotnisko strasznie chaotyczne, to pewnie przez swoje rozmiary.





Lot do Warszawskiego lotniska Okęcie na pokładzie "HA-LPI" zajął nam również około 2 godzin. Widoków niestety praktycznie żadnych, chmury na całej trasie. Lądowanie na Okęciu gładkie, i szybki transfer na autobus "175" do dworca centralnego. Stamtąd niesamowicie drogim pociągiem typu "Express" - jedyny plus że był to pociąg z bardzo wygodnymi wagonami od Inter City (6os w przedziale, gniazdka z prądem, tablice o odległości do celu). Zmęczeni w domu wylądowaliśmy bardzo późno około północy - było warto :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz