czwartek, 24 czerwca 2010

2010-06-24 i przelot Berlin - Doha - Hong Kong

Korzystając z "uprzejmości" Qatar Airways i pewnego użytkownika forum lotnictwo.net.pl, który podlinkował promocję udało mi się szybko zarezerwować lot do HKG w naprawdę niezłej cenie jak na ten kierunek. Tego samego dokonał również dzień później Craviec i tak zaczęliśmy odliczać czas do dnia wylotu :)

W Berlinie znalazłem się już dzień przed tą datą, za 80zł wyczaiłem bardzo fajny hostel ze śniadaniem w cenie - myślę, że warto...

24.06

Pobudka, posiłek i z bagażem 20min. spacer na Bleibtreustr. skąd odjeżdża bezpośredni autobus na lotnisko Tegel. Właściwie znalazłem się już tam około godziny 9:00 gdyż z Cravcem (który dołączył 15min po mnie) woleliśmy spędzić czas na tarasie widokowym niż leniąc się w hostelu/mieszkaniu...



Nasze towarzystwo powiększyło się jednak o 1os - do naszej "ekipy" dołączył forumowicz "Złoty" (miał przylecieć LOTem z Warszawy, ale w drodze anulowania rejsu dotarł przez Monachium Lufthansą). Porobiliśmy trochę zdjęć i już około 13 postanowiliśmy spróbować szczęścia na odprawie - kolejka już była więc stawienie się w niej było trafną decyzją... Przez to, że linia sprawdza karty cała ta procedura trwa dłużej niż zwykle.

Przy naszym gate stał już 320. Niestety, okazało się, że jest to "tylko" A7-ADH czyli starsza maszyna, niestety nie wyposażona w PTV (powrotna A7-AHB miała ekrany, lecz o tym później). Od samego wejścia na pokład spotkaliśmy się z bardzo miłą CC ("cabin crew", załoga pokładowa) - bardzo sympatycznie i cierpliwie pomagała wszystkim pasażerom w boardingu. Kołowanie z 5min. opóźnieniem i ze względu na niewielkie rozmiary lotniska po chwili już jesteśmy w powietrzu... Otrzymaliśmy słuchawki, samolot wyposażony był w system z 12 kanałami najróżniejszej muzyki, od popu przez rock do muzyki arabskiej :)



Pogoda dopisywała, w górze małe cumulusy, które tylko uatrakcyjniły wznoszenie. Miejsca obok mnie było na szczęście wolne dzięki czemu miałem trochę więcej miejsca aby pozostawić moje rzeczy, których nie chciałem chować nad głowę. Trochę się ich nazbierało, aparat + obiektyw, koc i poduszka od linii trzeba gdzieś upchnąć a lubię mieć przestrzeń aby wyprostować nogi. Spod fotele wykładało się "coś" na którym można było położyć stopy ;) Gdzieś nad Polską rozpoczął się serwis, jak na każdym rejsie 2 dania do wyboru i duża dostępność napoi alko i bezalkoholowych. Mój zestaw wyglądał następująco :



Załoga właściwie co chwila przechodziła przez kabinę i proponowała coś pasażerom - prosiła również o zasłonięcie okien i większość paxów zapadała w sen... Ja spać zamiaru nie miałem i dobrze, w okolicach Turcji zaobserwowałem, że zbliża się do nas jakaś maszyna - obudziłem Cravca (wybacz ;D) i okazała się ona być 77W Emirates. Gdy robiłem fotkę zainteresowała się tym też CC, chciała obejrzeć zdjęcia i dopytywała się co to za samolot, skąd może lecieć i takie tam ;)



"Zdobycz" trzeba było zapić, więc skoczyliśmy na tył maszyny poprosić o coś (Johnnie Walker, całkiem za darmo) - oczywiście załoga nie byłaby sobą gdyby sobie z nas nie żartowała. Spotkaliśmy tam kapitana, również obejrzał fotkę "Emirates" i była okazja przynajmniej pogadać z nim przez chwilę. Wchodząc do toalety dziewczyny rzecz jasna musiały przytrzymywać mi drzwi twierdząc, że kibel zajęty co było kolejnym ich żartem ;)

Lot minął szybciej niż myśleliśmy, na półtorej godziny przed lądowaniem dostaliśmy kolejny posiłek, ciastko no i rzecz jasna napoje.



Podczas lotu w pobliżu Zatoki Perskiej co chwila widzieliśmy gdzieś ogień z szybów od wydobywanej ropy. Samo lądowanie w Doha bardzo spokojne, kołowanie i krótka droga autobusem do terminala. Stał tam gościu który już z daleka krzyczał "traaansfers" i kierował do osobnej kolejki celem odbycia security. Ta dość inna w porównaniu do tej którą odbyłem w innych portach, bynajmniej wydawała mi się jakaś wyjątkowo mało "rygorystyczna" jakby nikogo de facto nie interesowało to co mamy w tym bagażu ;)





Do kolejnego odlotu mieliśmy 3h więc poszliśmy pod nasz gate zagrać partyjkę w Wormsy :D Lotnisko nie powala, internet tylko w niektórych miejscach, w pozostałych chodzi strasznie wolno bądź wcale, strefa bezcłowa mała i wydaje się być dość drogą. Kontynuowaliśmy więc "rozjebunde" w Wormsach.

25.06

Już na godzinę przed odlotem zaczęto wpuszczać pasażerów do samolotu (no ok, do pomieszczenia w oczekiwaniu na autobus) i znaleźliśmy się w A332 A7-AFP. Od razu jak usiadłem poczułem się znacznie gorzej niż w A320, którym lecieliśmy parę godzin wcześniej. Jakby miej miejsca na nogi i przede wszystkim pudło od systemu AVOD (audio&video on demand) w rzędach A oraz K.

Rutynowo instrukcje bezpieczeństwa, jednak nie w wykonaniu stewardess a wyświetlone na PTV. Start z pasa w kierunku północnym, zakręt w prawo i kierujemy się w stronę Dubaju który mijamy z prawej strony. Dzięki temu miałem fajny widok na "palmę" i ogólnie miasto. Posiłek podobnie podano około godziny po starcie, jeszcze byłem najedzony po tym z ostatniego lotu, ale odmówić nie wypada ;)





Tym razem posłuchałem załogę, zasłoniłem okno i postanowiłem się przespać... Po rozbudzeniu, byliśmy już nad Indiami, jednak widoków nie mieliśmy przez warstwę chmur pod nami. Tak więc przymusiłem się i kontynuowałem spanie. Krótko przed zniżaniem otrzymaliśmy kolejny posiłek podobny właściwie do tego pierwszego i dość ostro zaczęliśmy schodzić w dół. Załoga przeszła przez kabinę aby zebrać koce, niestety nie można (przynajmniej legalnie ;) ) ich zabrać.



Procedura przylotowa trafiła nam się o tyle ciekawa, że moim oczom dane było zobaczyć cały Hong Kong i Kai Tak z góry ! Widok był na prawdę wypaśny.



Lądowanie miękkie, jak na 332 to chyba "kiss landing" i obserwując grubasy (min. 388 SQ) kołujemy do gate... Dzięki uprzejmości załogi udaliśmy się do kokpitu celem wykonania zdjęć, ja też pozwoliłem sobie obejrzeć fotele w klasie biznes. Podziękowałem świetnej załodze i opuściliśmy samolot... Chwila w kolejce do immigration, ja też wypełniłem w tym czasie deklaracje które do wypełnienia rozdają już w samolocie. Dalej jest punkt informacji z przyjazną obsługą i kantor, skorzystaliśmy z obu usług. Finalnie autobus do centrum, rozstaliśmy się z Andrzejem, umówiliśmy w mieście na obserwacje "świateł" i tym samym rozpoczęliśmy nasz pobyt w Hong Kongu :)





Mogę tylko podsumować wrażenia : są niezwykle pozytywnie ! Nie mogę znaleźć specjalnie minusów, szczególnie chwała dla CC ! Nigdzie nie widziałem go aż na tak wysokim poziomie, choć fakt nie mam zbyt dużego porównania :) Aha - w repertuarze audio w samolotach znajdziemy płytę... Virgin (Doda) ;)



Dziękuje Złotemu i Cravcowi za bardzo przyjemne towarzystwo ! :)

Relację z pobytu i drogi powrotnej dodam wkrótce. Dziękuje tym co doczytali :)

2 komentarze:

  1. doczytalam:-) czekam na dalsze relacje!!

    pozdro

    ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. wow zazdroszcze :) pozdrawiam
    Natalja

    OdpowiedzUsuń