czwartek, 19 sierpnia 2010

2010-08-19 Warszawa, Polska

Warszawa - byłem już tu co najmniej 8 razy, a z każdą kolejną wizytą miasto to podoba mi się coraz bardziej. Tym razem, gdy LOT sprzedawał bilety na rejsy krajowe w świetnej cenie, wybór sposobu dojazdu do stolicy był dla mnie oczywisty jak nigdy dotąd.

Poranek 19stego sierpnia przywitał mnie mało obiecującą pogodą. Gdy tylko dojechałem do Poznania prysznic z nisko wiszących nimbostratusów przypomniał mi, że nie mam ze sobą ani parasola ani innej kurtki... Krótki bieg na pobliski przystanek pośpiesznej linii "L" zmierzającej na lotnisku, sprawił że już byłem cały mokry. Cały czas żyłem nadzieją, że jednak "kobieca intuicja" koleżanki, która do Warszawy z Krakowa przyleciała gdy ja dopiero wsiadałem do autobusu na Ławicę, się sprawdzi i pogoda w stolicy będzie nam sprzyjała.

Odprawa na nasz rejs LO3958 rozpoczęła się na godzinę przed odlotem (ten rozkładowo ma miejsce o 09:00). Byłem wprawdzie odprawiony już online dzień wcześniej, niestety zapomniałem dodać do rezerwacji numeru karty miles&more (od niedawno nawet najniższe taryfy są premiowane) więc stanąłem w krótkiej kolejce do miłej Pani, która szybko dodała mi kartę i wręczyła tradycyjną kartę pokładową. Oczywiście moja głupota sprawiła, że ponownie zapomniałem wyjąc z plecaka butelkę wody mineralnej przez co na kontroli bezpieczeństwa wylądowała ona w koszu na śmieci. Przechodząc pod gate odebrałem telefon od koleżanki, która przekazała mi bardzo pocieszną informację, że w Warszawie świeci słońce ! Czyżby oznaki tej intuicji... ? ;-)

Bardzo miłym akcentem był widok podkołowującego do nas Embraera 170 SP-LDC, czyli maszyny w specjalnym malowaniu "Kraków i Małopolska zapraszają" z wizerunkiem Damy z Gronostajem na stateczniku pionowym. A dzień przed wyLOTem myślałem sobie, ze właśnie fajnie byłoby tą maszyną akurat polecieć - jak widać marzenia się spełniają ;-)

Boarding do samolotu z użyciem autobusu, ale akurat bardzo sprawny przez niewielu pasażerów podróżujących naszym rejsem. Z punktu widzenia pasażera Embraer 170 jest na prawdę świetnym samolotem, zaryzykowałbym stwierdzenia, że najwygodniejszym ze wszystkich maszyn we flocie przewoźnika.

Sam przelot dość rutynowy, jak na krajówkę przystało przy wejściu darmowa prasa (wybrałem Rzeczpospolitą) a w powietrzu serwis składający się z zimnych napoi oraz małego batonika Princessa. Przez to, że pogoda była kiepska doświadczyliśmy dość silnych turbulencji przelatując przez warstwę chmur - co jak co, ale osobiście bardzo lubię to uczucie. W połowie bardzo krótkiego przelotu (około 40min) zaczęły się prześwity w chmurach - pomyślałem, że jest szansa na przyjemny spacer po mieście ! Miękkie lądowanie na pasie 33 i kołowanie do stanowiska 77. Przy de-boardingu odwiedziłem tradycyjnie kokpit i szybko "uciekłem" do czekającego autobusu.





FILM Z LOTU TUTAJ !

Opuściłem terminal drugi, poszedłem na przystanek i akurat wszedłem na niego gdy podjechał mój autobus. Droga do Urzędu Lotnictwa Cywilnego zajęła mi około 20min. Spotkałem tam koleżankę, która z materiałami w ręce przygotowywała się do zaliczenia kolejnych przedmiotów (zdanie ich jest warunkiem uzyskania licencji pilota samolotowego).

Po tym wszystkim, przyszedł czas na przyjemniejszą część dnia, czyli zaplanowane wcześniej zwiedzanie miasta. Pogoda faktycznie była bardzo dobra, ciepło i słonecznie. Niestety myliłem się w moich przewidywaniach twierdząc, że będzie ulewa - koleżanko wygrałaś ;-) Tramwajem podjechaliśmy sobie pod budynek dworca centralnego i ruszyliśmy "przed siebie". Przechodząc koło Pałacu Kultury i Nauki naszła nas ochota na zrobienie pamiątkowego zdjęcia - jedynym problemem było to kto nam je zrobi. Koleżanka postanowiła poprosić przypadkową młodą dziewczynę o to, która niestety mistrzem fotografii nie była i na wykonanym zdjęciu my zajmowaliśmy może z 5% kadru... Mój traf był jednak lepszy ! Poproszony przeze mnie starszy Pan, niepozorny, a wykonał nam finalnie całkiem niezłe ujęcie - to jest już męska intuicja ! ;-)



Spacer kontynuowaliśmy Alejami Jerozolimskimi, a od słynnej "Palmy" Nowym Światem. Urodziwa ulica, czym bliżej Starego Miasta tym mijane knajpki wydawały się być coraz bardziej ekskluzywne i droższe. W pewnym miejscu odbiliśmy na Plac Marszałka Józefa Piłsudskiego i trafiliśmy do atrakcyjnych Ogrodów Saskich. Zdjęcia z fontanną wykonane ! Bardzo spodobało mi się to miejsce, uroku tylko odbierała stojąca tam budka z hot-dogami... Jestem strasznym przeciwnikiem takich rzeczy, i gdybym tylko mógł to bym to tępił.



Instynktownie skojarzyłem, że od tego miejsca jesteśmy już całkiem blisko do samego Starego Miasta, gdzie faktycznie ulicą Senatorską dotarliśmy pod Kolumnę Zygmunta. Nie będzie zaskoczeniem, że i tu zrobiliśmy sobie kilka zdjęć ;-) Nie mieliśmy chęci na zrobienie sobie jeszcze przechadzki rodem z wycieczek szkolnych przez mury miasta, dlatego skierowaliśmy się w stronę Pałacu Prezydenckiego...

A tutaj to czego się spodziewaliśmy. Gdy doszliśmy, ciężko było nam przejść chodnikiem gdyż całą jego szerokość zajęło kółko zwolenników i przeciwników przeniesienia krzyża. Pyskówki i ostra wymiana zdań to było coś, co zaczęło nas (i nie tylko) po prostu śmieszyć. Dodatkowo wykonanie przeze mnie zdjęcia Pałacu i Krzyża wywołało niezadowolenie pewniej starszej osoby, która wyzwała mnie, że dopuszczam się znieważenia...



Mając pociągi do domu około godziny 18:30 zmuszeni byliśmy już niestety kierować się w stronę dworca centralnego. Ponownie zawitaliśmy w Ogrodzie Saskim na krótką przerwę (7km pieszo robi jednak swoje) i dalej na PKP. Spodziewając się kosmicznej kolejki do kasy biletowej w głównej hali dworca, zakupiliśmy je w legendarnym przejściu podziemnym. Z biletów wyczytaliśmy że odległość do Krakowa jest tylko o 7km mniejsza niż do Poznania (cena była identyczna tj. 25zł).

Pożegnaliśmy się i poszliśmy na swoje perony. Co mnie zadziwiło, to to, że mój pociąg Inter Regio odjechał o czasie ! Kilkugodzinna podróż do domu upłynęła mi w miarę spokojnie, jednak nie tak miło jak trasa samolotem.

SEN O WARSZAWIE

Dopóki ceny biletów lotniczych będą utrzymywać się na takim poziomie, jak teraz to już zawsze będę wybierał samolot zamiast pociągu. I z czystym sumieniem mogę polecieć to każdemu.

Dziękuje koleżance (Katarzyna ma na imię gwoli ścisłości) za bardzo przyjemne towarzystwo, mam nadzieję że nogi następnego dnia nie bolały ;-)

A tymczasem przygotowuję się do kolejnych lotów krajowych, tym razem Wrocław - Gdańsk - Wrocław...

2 komentarze: